Co robimy ze Świętami? Nie wiem. Wigilia u mnie? Na litość, nie! Nie mam siły. Mama nie chce słyszeć, żeby u niej. Reszta rodziny na razie siedzi cicho. Może się uda gdzieś wkręcić. Nie wiem, jak u Was, drogie Czytelniczki, ale w moim domu na Wigilię wszystko musi być prawdziwe i ręcznie zrobione.
Pierogi... no nie, nikt tak nie umie robić pierogów z kapustką i grzybami (prawdziwkami!) jak nasza Mama. Farsz ostry, pieprzny, kapusta odpowiednio kwaśna, grzyby specjalnie dobierane no i cieniutkie ciasto. Pierożki nie za duże, nie za małe i kraszone skwareczkami z cebulką. Tak, tak w Wigilię Mama nie znosi postnych pierogów z oliwą, w ogóle nie używa oliwy. Wszystko musi być na maśle (klarowanym) i smalcu. Straszliwie podobno niezdrowe, ale jakże smaczne!
Karp w galarecie smażony, duszony, pieczony z grzybami w sosie śmietanowym itd. Nie wiem, jak Mama robi te ryby, ale takiego poematu ze zwykłych karpi nie jadłam nigdzie. Nasi przyjaciele uważają, że ja przyrządzam ryby najlepiej na świecie, ale gdzie mi tam do ryb Maminych. No więc trzeba przyrządzić ryby, i to tak, żeby nie narazić się na uwagi, że wszystko, czego się dotknę, ma smak starego zmywaka. Dziękuję, nie lecę. Poza tym ja uznaję oliwę, którą Mama wyczuje i "tego świństwa do ust nie weźmie".
Oczywiście moje grzyby w cieście są za twarde lub za miękkie, kluski z makiem niedogotowane i mak stary, pachnie stęchlizną. - Wy, młodzi (mnie też do nich zalicza), nie macie pojęcia o wykwintnym smaku. Jecie byle co i byle jak, w byle barze mlecznym. Mama darować mi nie może, że często nie chciało mi się jechać na obiad do domu i jadałam z koleżeństwem w barze mlecznym tuż koło uniwersytetu na Krakowskim. W barze zwanym "Karaluszek". Było to sto lat temu, ale ona pamięta.
Ja też pamiętam, jak jej się kiedyś nie udał makowiec. Wyjęła go z piecyka, wetknęła patyczek i spróbowała. Widocznie smak nie był wykwintny, bo walnęła makowcem w okno. Musiał być to bardzo twardy zakalec, bo pękła szyba. Jezusie, w samą Wigilię! Jezusie, Jezusie, są plamy na obrusie, trza je prać! Śliczna, świąteczna piosenka. Bardzo lubię, zaraz ją będą puszczać w radiu, bo idą Święta.
Lubię także Kulig Młynarskiego i Skaldów. Kojarzy mi się też ze Świętami i "Kmicicem", popularną kawiarnią w Zakopanem - Hej, porwali te panny prosto od Kmicica... Byłam jedną z tych panien, które porywali ci chłopcy co to: Hej, z wierzchu baranica, a pod spodem smoking... Nie ma już "Kmicica" w Zakopanem, a o tamtych pannach i chłopcach - zapomnij.
To była sentymentalna dygresja. A co w końcu z Wigilią? Pamiętam, że przed każdą Wigilią w naszym domu był niepokój i straszne nerwy. Dziewczyny do pomocy od rana biegały zapłakane, bo wszystko było nie tak i nie w tę stronę. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze zapach wypastowanej podłogi i świeżego świerku. Do dziś jest to wspólny kod zapachowy mojego pokolenia kojarzony ze Świętami Bożego Narodzenia. Dzisiejsze dziecko zapamięta pewnie mdławy zapach beczki po smole, czyli zapach sztucznej choinki z plastiku.

Mama, jak jeszcze była w dobrej formie, miała ambicje szykować wigilię z rozmachem, dla całej rodziny. Umie świetnie kucharzyć i chyba to lubi. Skąd umie? Nie wiadomo, bo jej mama rzadko bywała w kuchni. Babci w zasadzie było wszystko jedno, co je, byle jej podano szybko i sprawnie. Szybko jadła, pierwsza wstawała od stołu i szła do swoich zajęć. Jakże jej zazdrościłam! Byłam niejadkiem i musiałam dotąd wisieć nad talerzem, aż wszystko zjadłam. Czasami trwało to do wieczora. A babcia myk! I do ogrodu.
Jak już kiedyś pisałam, moja babcia była chyba pierwszą biznesłumen w tamtych czasach. Interesowały ją jakieś tajemnicze dla mnie papiery bankowe i ogród. Ogród był jej azylem, relaksem i miłością. To mi przekazała. Bardzo mi imponowała i bardzo chciałam być taka jak ona. Niestety. Babcia była cierpliwa, spokojna i małomówna, czego o mnie powiedzieć się nie da. Ja raczej też walnęłabym w okno makowcem. Mama i Babcia to ogień i woda, a ja między nimi, raczej bliżej ognia.
No i co z tą Wigilią? Nie ma już Babci, a reszta rodziny rozjeżdża się na Święta po zagranicznych kurortach, najchętniej tam, gdzie jest ciepło. Co to za pomysły, aby w Wigilię leżeć na plaży wśród Murzynków?! A gdzie pierwsza gwiazdka? Gdzie tamten zapach świerkowy? Gdzie, do cholery, św. Mikołaj z prezentami?!... A co z Dobrą Nowiną? Z czym? Z Nadzieją, z Dobrą Nowiną. Idą Święta... Ależ jest! Jest, kochany Narodzie, i Dobra Nowina!
Pan Premier kocha nas wszystkich, a szczególną miłością darzy pana Prezydenta i vice versa. Będzie dobrze. Trybunał powie, który dostanie łopatkę, a który wiaderko. Ulubieniec publiczności, IPN, wrzuca puszkę razem z Pandorą w sam środek piekła i sam w nie skacze. Płonie nienawiść, mściwość, zawiść i intryga. Będzie dobrze. Uśmiechnięty PiS rozdaje pocałunki pokoju, pieszczotki i słodycze. Będzie dobrze. Zalana łzami szczęścia Lewica podaje sobie znak pokoju i łączy się w pary. Wszystkie pary tańczą na wielkim balu u pana Prezydenta. W zgodnym rytmie polonezowym cała Władza sunie do żłóbka.
Pachnie choinką, pastowaną podłogą i Nadzieją. Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dob... - Słuchaj, mama dzwoni i pyta, co z Wigilią - Piotr podaje mi słuchawkę. Mamo kochana, zrób dla nas wszystkich Wigilię z Twoim rozmachem i z Twoimi przysmakami - może nam ta złość przejdzie. Może będzie dobrze, Hej, kolęda, kolęda!
TL(126)
Foto: AKPA.PL