Kto mnie trochę zna, to wie, że zawsze byłam frankofilna. I choć miłością szczerą i bezwarunkową pałam do pachnącej makią Korsyki, to ostatnio mam fazę na dziką targaną wiatrami Bretanię. Może to lato takie chłodne obecnie sprawia, że nie chcę się drażnić wspomnieniem śródziemnomorskich cudowności, tylko kieruję swe myśli ku kapryśnej, zmiennej, mokrawej i niegorącej Bretanii. A może po prostu tak dawno tam nie byłam i najwyższa pora...? Ten północno-zachodni skrawek Francji nie jest przez nas Polaków szczególnie tłumnie odwiedzany, jeśli już targamy się na ten bezlitosny dla kieszeni kraj, to oczywiście wybieramy Paryż albo tkwimy w Korkach pod Saint Tropez czy pozwolimy okradać na Lazurowym Wybrzeżu (jawnie i skrycie- doświadczenia własne;P). A no i jeszcze na narty w Alpy czasem ktoś się uda, choć nieczęsto bo taniej i bliżej w Austrii i Włoszech. A, i zamki nad Loarą mają biura nasze rodzime w ofercie i parki rozrywki (Park Asterixa na 6+++ polecam!). Zapominamy, ze wiele innych r