Choć ogródek koło domu mam mały, to satysfakcję przynosi mi dużą. Cieszy moje oczy i koi moją duszę. Dostarcza mi wielu różnych przeżyć, radość, zadowolenie, dumę, ale i złość, smutek, żal, zrozpaczenie. Na tym chyba polega równowaga w naturze. Ja się z tym godzę. Wygrywam i przegrywam z naturą, ale nie poddaję się. Nie uwierzyłabym wcześniej, gdyby ktoś powiedział mi, że będę sadzić, przesadzać, rozsadzać, szczepić, przycinać, obcinać, podlewać, nawozić, pryskać ( w domu rodzinnym, w osiedlowym bloku, nawet kwiatków doniczkowych było "jak na lekarstwo"). Dzisiaj próbuję pokonywać mróz, deszcz, wiatr, szkodniki. Czasami udaje mi się, ale bywa, że przegrywam z kretesem. Wszystko to jest niczym w porównaniu z tym, czym odpłacają mi się moje roślinki za moją cierpliwość, zdeterminowanie, poświęcenie. Bardzo lubię swój ogródek.