Oddalając się od głośnych, przepełnionych metropolii i udając się tam, gdzie znacznie bliżej jest do natury i jej wspaniałych krajobrazów niż ruchliwych, miejskich ulic, oczekujemy, że porwie nas piękno przyrody, a przepełniający ją spokój ukoi nerwy. Jednak natura, tak barwna i niepowtarzalna, będąca idealnym miejscem ucieczki od męczącego zgiełku, potrafi nie tylko nieść spokój, lecz także go odbierać. To potężna siła, z którą nie sposób mierzyć i gdy tylko zupełnie nieprzewidywalnie daje o tym znać, stajemy się wobec niej kompletnie bezradni. Jedyne, co wówczas pozostaje, to czas i nadzieja, że da się podnieść nawet po najcięższym sprawdzianie.
Historia pani Dominiki i pana Jarosława pokazuje, że życie i nieprzejednany los stawiają przed dobrymi ludźmi coraz trudniejsze wyzwania, jakby sprawdzając, czy uda się ich złamać.
Wieloletnie próby postawienia na swoim i wyremontowania pierwszego naprawdę własnego domu przyniosły olbrzymią radość, jednak tylko na chwilę. Raptem kilka miesięcy po wprowadzeniu się do wyremontowanego siłami pana Jarosława domu, w niewielkim, sielskim miasteczku, jakim jest Ćmielów w województwie świętokrzyskim, przyszła nawałnica, która dosłownie zmyła ogrom włożonej pracy.
Nasuwa się myśl, że historia kołem się toczy, jednak w tym przypadku krąg trudności został wreszcie przerwany. Do dotkniętego powodzią Ćmielowa i poszkodowanej rodziny dotarła ekipa programu Nasz Nowy Dom. Wraz z jej dobrymi duchami, Elą Romanowską oraz architektem Maćkiem Pertkiewiczem, wspólnie niosąc dobro, oddała im wyczekany dom po raz drugi – tym razem bezpieczny, przygotowany na ewentualne ryzyko, a co najważniejsze gotowy do zamieszkania.
Kupiony przez panią Dominikę i pana Jarosława dom w ogłoszeniu opisany został jako wyremontowany. Faktycznie po wejściu do środka blisko 4 lata temu czekały na nich odświeżone ściany i estetycznie wykończona, czysta, nowocześnie wyglądająca podłoga. Wydawało się, że do wprowadzenia potrzeba tylko odrobiny kosmetyki, jednak to były pozory.
Dzień po dniu pan Jarosław odkrywał kolejne niespodzianki, które sprawiły, że stając oko w oko z rzeczywistością, rodzina musiała opuścić nowo kupiony dom, a prace nad jego osuszaniem z zebranej wilgoci oraz nieprzewidzianym remontem zaczęły pochłaniać kolejne środki.
Wszystko skończyłoby się dobrze, gdy po 4 latach ciężkiej, samodzielnie wykonanej pracy dom naprawdę stał się domem, gdyby nie to, że latem 2024 roku przez Ćmielów przeszła wielka nawałnica. Ogrom płynącej wody przedostał się do wnętrza domu, cofając czas. Okazało się bowiem, że na skutek zalania wszystko należy zrobić jeszcze raz, bo po remoncie nie pozostał ślad.
Gdy Ela Romanowska odwiedziła po raz pierwszy panią Dominikę i pana Jarosława, oboje pragnęli tylko jednego – by w ich życiu i domu wreszcie zapanował spokój. Ekipa Naszego Nowego Domu była jednogłośna, remont musiał się rozpocząć i to jak najszybciej.
Budynek okazał się solidny i wbrew temu, na co naraził go żywioł, w nie najgorszym stanie. Mimo to z każdą minutą oględzin mnożyły się zadania do wykonania. Pierwszym problemem i to nie byle jakim, bo będącym poważnym błędem konstrukcyjnym, okazało się obniżenie poziomu podłóg wewnątrz domu w stosunku do wysokości chodnika przed nim. Taki uskok sprawiał, że woda nie miała szans się zatrzymać i po prostu naturalnym spływem wraz z każdą kolejną falą wlewała się do środka. Dlatego najważniejszym krokiem okazało się odwrócenie niebezpiecznych proporcji i stworzenie blokady, która w razie ewentualnej ulewy będzie w stanie zatrzymać falę.
Dobudowany od wewnętrznej strony podwórka taras, mający dać rodzinie zaciszne miejsce do relaksu, również został odpowiednio podniesiony. Na główny podest poprowadzono wygodne, szerokie schody.
Projekt architekta Maćka Pietrkiewicza inspirowany był angielskimi patio oraz budowanymi tam zacisznymi tarasami, oddalonymi od ruchliwych ulic, uczęszczanych chodników i ciekawskich spojrzeń sąsiadów. Ukryte na tyłach tarasy stanowią tam niejako przedłużenie domu, będąc jego otwartą, ale zawsze funkcjonalnie zaplanowaną częścią.
Jeszcze zanim architekt domknął projekt i ekipa ruszyła z pracami, oceniono, że w domu brakuje odpowiedniej wielkości szamba, a to zakopane na podwórzu nie działa prawidłowo. Tym samym konieczna okazała się jego wymiana. Ważnym elementem remontu było też stworzenie nowego, a właściwie pierwszego prawidłowo funkcjonującego systemu odprowadzenia wody opadowej z dachu.
Sporo czasu na pierwszym etapie remontu zajęła ekipie jedna czynność – kucie, rozkuwanie, przekucia i wykuwanie. Pod młoty szło wszystko od podłóg przez ściany po nowe wnęki okienne i wyjście na taras. Architekt Maciek Pietrkiewicz miał jednak w zanadrzu pewien plan, który z czasem obrócił te działania dosłownie o 180°, bo nadszedł wreszcie czas na... dobudowywanie.
W obecnym stanie dom był za mały, by pomieścić 3 osoby i każdej zapewnić odrobinę prywatności. Priorytetem stała się przestrzeń dla Oliwii, córki pani Dominiki i pana Jarosława, której niewielkie potrzeby rozczuliły Elę Romanowską, a specjalistów zainspirowały do działania.
Główny architekt postanowił, że najlepszą opcją będzie stworzenie jej od zera i to dosłownie. Nowy projekt remontowy założył zburzenie ledwie stojącej na podwórzu dobudówki po to, by odzyskane miejsce przeznaczyć na zupełnie nową część domu.
Tym samym już po kilkunastu godzinach ślad po starej, ceglastej konstrukcji, trzymającej się już chyba tylko na słowo honoru, zniknął, a na jej miejscu rozpoczęła się budowa królestwa dla małej księżniczki. Wewnątrz do pokoju prowadzić miały drzwi z kuchni, a na zewnątrz tarasowe okno, które wpuściło do wnętrza moc naturalnego światła.
Warto było poświęcić czas na wyrównanie powierzchni i posadzki, postawienie ścian i wypuszczenie dodatkowej belki oraz zadaszenie – radość wymalowana na twarzy małej Oliwii była wprost bezcenna. Mały wielki krok, postawiony przez ekipę sprawił, że dziewczynka zyskała wreszcie własny kąt ze wszelkimi udogodnieniami i bajkowymi kolorami.
Spokój i komfort należały się również małżeństwu, które pochłonięte codziennymi sprawami oraz nawarstwiającymi się problemami, traciło czas i siłę na to, by po prostu być ze sobą. Dlatego ekipa wydzieliła w domu niezależną przestrzeń kuchenno-jadalnianą, a za ścianą i drzwiami, w miejscu, gdzie znajdował się stary pokój Oliwii, wygospodarowała pokój dzienny. Nocą miał on zamieniać się w przytulną, dwuosobową sypialnię.
Klimatu wnętrzu dodawały awangardowa, a jednocześnie subtelna tapeta oraz wszechobecne, ciepłe barwy widoczne zarówno na ścianach czy podłodze, jak i pieczołowicie dobranych dodatkach. Wisienką na torcie stał się kominek, który nie tylko wprowadzał atmosferę prawdziwego domu, lecz także ogrzewał cały budynek.
Ostatnim pomieszczeniem, które przeszło zupełną metamorfozę i to dosłownie, bo ekipa zajęła się wszystkim łącznie z wymianą starych instalacji na nowe, była łazienka.
Tam, gdzie jeszcze niedawno na prowizorycznych podpórkach i podwyższeniach znajdowała się pralka i prysznic teraz było równo, bezpiecznie, estetycznie, a wręcz designersko. Wnętrze promieniało kolorami – bazą stał się kojący pudrowy róż, a równoważy go czarno-biała mozaika na ścianie. Dzięki wybranym kolorom oraz nowemu rozmieszczeniu armatury, mebli i dodatków łazienka stała się jasna, dużo bardziej przestronna, a co za tym idzie w pełni funkcjonalna.
Do wnętrza domu pani Dominiki i pana Jarka wciąż prowadzi wiatrołap, jednak w niczym nie przypomina on wnętrza sprzed remontu. Ekipa wyeliminowała błędy budowlane, położyła nowe posadzki, wykończyła ściany i na nowo otworzyła przestrzeń. Przede wszystkim jednak teren przed wejściem został odpowiednio obniżony, a pod wybudowanym podestem zainstalowano odpływ dla spływającej z dachu wody.
„Jest inaczej, totalnie inaczej. Wreszcie będzie można spać spokojnie w nocy, nie bojąc się burzy. To dla nas najważniejsze” - podkreślają domownicy.
Likwidacja stopnia w obrębie wiatrołapu, wyrównanie posadzki i odwrócenie proporcji między podłogą w domu a terenem przed wejściem to pierwsze zmiany, jakie zauważyła rodzina po wejściu do środka. To również ważny bufor bezpieczeństwa, gdyby ulewy powróciły do miejscowości i znów zaczęła wzbierać woda.
Podczas prac ekipy remontowej rodzina odpoczywała w niedalekim Lublinie, rozkoszując się tamtejszym spokojem i wyjątkowym klimatem miasta. Czekała na nich artystyczna niespodzianka, która pozwoliła odegnać złe myśli i po prostu, po dziecięcemu wspólnie się pobawić. Wizyta w studiu malarskim, gdzie podczas warsztatów mogli dać upust emocjom i poddać się malarskiej ekspresji była na pewno wspaniale spędzonym, rodzinnym czasem. Dała im też niezapomnianą pamiątkę – wyjątkowe obrazy, które po zakończonym remoncie zawisły w domu.
Dla rodziców Oliwii dodatkową okazją do relaksu i spędzenia czasu znów tylko we dwoje stały się warsztaty kulinarne, których tematyka przeniosła ich na chwilę nieco bliżej słonecznej, tętniącej życiem Hiszpanii, o której marzenia musiały dotąd odejść na dalszy plan.
Gdy życie doświadcza nas i sprawdza, na co jeszcze naprawdę nas stać, najważniejsze jest to, by mimo wszelkich przeciwności nigdy się nie poddawać. Jeśli tylko mamy w sobie iskierkę głębokiej nadziei, że w końcu los się uśmiechnie, a obok są dobrzy ludzie, którym na nas zależy – odzyskamy, co stracone. Najważniejsze jest w tym wszystkim to, by dom znów stał się domem.
Źródło: deccoria.pl
Przeczytaj również:
Pierwsza taka sytuacja w programie. Ekipa nie zdąży wyremontować domu w pięć dni?
Ubezpieczenie domu od powodzi – ile kosztuje, co daje, na co uważać, podpisując umowę?